piątek, 30 października 2015

Mit o 10% wykorzystywania mózgu - "Lucy", "Jestem bogiem".



Cześć! Zapewne każdy z Was słyszał informację, że wykorzystujemy jedynie 10% swojego mózgu. Jeszcze większej popularności tematowi przyniosły filmy "Jestem bogiem" czy "Lucy". Czy to prawda?

Bohaterowie filmów po spożyciu pewnych specyfików (właściwie - narkotyków) mogą pokonywać dotychczasowe ograniczenia, umysł osiąga apogeum swoich możliwości, które do tej pory były nieosiągalne, zwłaszcza, dla zwykłego człowieka. Ale jak to właściwie przebiega w prawdziwym życiu? 

źródłó: http://cdn.collider.com/wp-content/uploads/limitless-movie-image-bradley-cooper-01.jpg

Przede wszystkim, czy używamy tylko 10% mózgu? Może dla niektórych będzie 
to zaskoczeniem, ale... nie. Cały czas, gdy śpicie, gdy jecie, a nawet
- gdy czytacie tego posta (!) - mózg pracuje na pełnych obrotach. Serio.

Kiedy konkretnie narodził się ten mit - nie wiem. Ale jego ojcami byli na pewno William James "The Energies of men" (który napisał, że wykorzystujemy część naszych zasobów - 1907 r.), Dale Carnegie "Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi" (który oznajmił - właściwie to podkoloryzował stwierdzenie W. J. - "Profesor William James z Harvardu zwykł mawiać, że przeciętny człowiek rozwija jedynie dziesięć procent swoich ukrytych zdolności umysłowych." - 1936 r. - ciekawe, prawda?) oraz Wilder Penfield, który stymulował elektrycznie poszczególne części mózgu. Niestety, nie wszystkie rezultaty były jasne - wobec czego niektórzy sądzili, iż nie mają one funkcji, a mowa tu o korze cichej. Która, jak się okazało, jednak jakieś funkcje ma. Tadam.

źródło: http://www.crazynauka.pl/wp-content/uploads/2012/10/tumblr_mc1orlxHeT1rafcg9o1_1280.jpg

I tak naprawdę, to wcale nie jest tak, że jakaś część neuronów sobie po prostu leży, istnieje... i poza tym nic nie robi. O nie, moi drodzy. Podczas różnych czynności, angażujemy różne partie. Żaden neuron nie jest niepotrzebny
i bezczynny. Dzięki badaniom, naukowcy są w stanie udowodnić, że przecież
w mózgu CIĄGLE coś się dzieje i żaden jego fragment nie jest wyciszony. Widać
to na przykładzie osób z urazami mózgu (np. po udarze), którzy tracą zdolność mówienia, pamiętania, ruszania się, czy doświadczania emocji. Tragiczne
w skutkach.

Pamiętajmy jednak, że mit ten można rozumieć na wiele sposobów - dosłownie 
(jak naukowcy), czy jak przeciętny Kowalski, który myśli, że każdy ma w sobie "coś", co jeszcze musi odkryć i w dziedzinie tego "czegoś" będzie geniuszem.
Ale to już inna sprawa. Gorzej, że nadal wiele osób wierzy w to,
że wykorzystujemy jedyne 10%. Mam nadzieję, że chociaż część przekonałam
do tego, że to tak nie działa...

źródło: http://faktopedia.pl//uimages/services/faktopedia/i18n/pl_PL/201310/1381157944_by_Rafael_500.jpg
Do następnego!



środa, 28 października 2015

Nauka w moim wykonaniu

Na początku każdego nowego roku szkolnego mówiłam sobie, że "teraz będzie inaczej", "będę się starać", "nauka systematycznie". Jednak mój zapał mijałpo miesiącu...dwóch. Gdy przychodził kolejny semestr znów powtarzałam sobie... "tym razem już na pewno będzie tak jak chcę" NIGDY NIE BYŁO! :) 

Moja nauka zaczynała się zazwyczaj dzień przed pracą klasową,
o godzinie 22. Uważałam, że to odpowiedni czas, bo większa szansa na to, że wiedza zostanie mi głowie (tak sobie to tłumaczyłam przez lata). Uczyłam się wszystkiegona pamięć, zgodnie z zasadą 3xZ:
-Zakuć
-Zdać
-Zapomnieć.

Najszybciej zazwyczaj przychodziła mi nauka geografii. Wystarczyło, że nad notatkami posiedziałam maksymalnie godzinę. Gorzej było z takimi przedmiotami jak: fizyka, chemia, matematyka. Do tych nauk ścisłych zniechęcałam się dość szybko. Przeważnie już po 15 minutach miałam po nauce. Rezygnowałam, ponieważ "i tak tego nie zrozumiem", "jestem na to za głupia" itp. Można się domyślić, że to była trójka moich największych, szkolnych wrogów :).



Do matury wyglądało to podobnie...
WRZESIEŃ-matura! będę się przygotowywać, porobię notatki, zdania...

PAŹDZIERNIK-jeżeli się teraz nauczę, to do maja zapomnę...

LISTOPAD/GRUDZIEŃ-święta, studniówka...

STYCZEŃ/LUTY-studniówka, wyjazd na praktykę szkolną do Anglii
(tam na pewno się będę uczyć)


MARZEC-Anglia! Zabrałam ze sobą wszystkie repetytoria maturalne jakie miałam (matematyka, streszczenia lektur, książkę do angielskiego). Myślałam, że będę się tam nudzić, nie poznam nikogo, 
z kim znajdę "wspólny język" i poświęcę ten czas na naukę. Okazało się jednak inaczej :). Do książek zajrzałam RAZ!

KWIECIEŃ-nadrobienie zaległości w szkole, MATURA! "za miesiąc matura...". Ja dalej miałam czas. Raczej byłam na granicy czegoś
w stylu "mam czas...", "już się nie opłaca...". 
Ładna pogoda, nowi przyjaciele poznani na wyjeździe...

(początek) MAJA-moją największą miłością stały się książki...głównie do matematykii polskiego. Znów większość zostawiłam na dzień przed tłumacząc sobie, że tego, czego się nauczę NIE BĘDZIE! (w tym wypadku miałam rację...nie było)

CZERWIEC-oczekiwanie na wyniki. Pretensje do siebie, że mogłam zacząć wcześniej, mogłam zrobić więcej.... + egzamin zawodowy...
w końcu wyniki matur! 
ZDANA! 


Moje metody nauki nie były poprawne. Mimo wszystko nie musiałam się w sierpniu pojawiać na poprawce, czy zrobić sobie rok przerwy, by próbować jeszcze raz. Co nie zmienia faktu, że nauka w moim wykonaniu była dość nieudolna :).


Okazję na poprawę będę miała niebawem. Już 9/11 mamy kolokwium z matematyki! 

niedziela, 25 października 2015

Wprowadzenie

Cześć! Jak mogliście zauważyć (albo i nie) w ramce po prawej stronie - nazywam
się Natalia i jestem pierwszoroczną studentką finansów i rachunkowości. Bloga założyłam mając głównie na względzie wyższą ocenę ;) semestralną, sama z siebie raczej nie podjęłabym się takiej tematyki ;) Choć przyznam, że gdybym wcześniej czegoś takiego poszukała - na pewno uczyłoby mi się prościej, może przyjemniej, a już na pewno efektywniej :)
Jeśli o mnie chodzi - jestem typowym wzrokowcem. Mam ogromny problem, kiedy ktoś pyta mnie o jakieś zadanie przez telefon, 
a ja nie mogę sobie tego rozrysować. Po prostu - nie słyszę, jeśli nie widzę... Dlatego zapewne większa część porad będzie dla osób o podobnym typie uczenia się, ale o tym kiedy indziej.

Mam nadzieję, że opisane przeze mnie w przyszłości rady, ciekawostki wykorzystacie w praktyce i pochwalicie się efektami - ja przy okazji również. Mój cel: to głównie POPRAWA jakości nauki. Chcę przeczytać, zdać i ZAPAMIĘTAĆ, a nie zakuć, zdać i zapomnieć... Nie o to tutaj chodzi :) To tyle tytułem wstępu -
do zobaczenia w następnym poście!

źródło: http://internat-sosw5.blog.onet.pl/wp-content/blogs.dir/623529/files/blog_bq_4381968_6349195_tr_kopia_books-clipart.jpg